Nawiązując...
Ostatni wpis pozwolił mi wyrzucić wiele uczuć z siebie, na początku się bałam jak inni zareagują - w jaki sposób dotrze do Was ten post. Pomyślałam po co ?
Nie powinno się opowiadać swoich tragedii innym, ale uznałam co mnie to...
chce to wyrzucić z siebie, chce by wiedzieli - by inne matki mogły przeczytać - może to w jakiś sposób im pomoże.
Dostałam od Was wiele wiadomości - dosłownie po kilku godzinach od napisania postu na blogu - naprawdę to bardzo miłe jeśli można to tak nazwać w tej sytuacji. Pewnie jeszcze kilka miesięcy temu zareagowałabym inaczej - żal i gorycz jaka była we mnie nie pozwalała na normalną rozmowę - odpisanie "dziękuję" - nie potrzebowałam nikogo.
Ten stan można jakoś sobie i innym wytłumaczyć - szok, ogólna niechęć. Na początku byli i tacy - którzy po wpisie Pawła z dnia 3-4 stycznia pisali do mnie "Ala co się stało?" albo "Ala zmarło Ci dziecko?"
Ja wtedy leżąc na sali z daleka od dzieci i matek z dziećmi - myślałam sobie - jak mogą - nie wystarczy, że post pojawiał się na fb ? Czy to jakaś atrakcja, żeby dowiadywać się szczegółów?
Post o śmierci Filipka pojawił się tak samo jak inne posty - typu "urodziła nam się X ma wagę X o godzinie X"
To była nasza decyzja - nikt nie musiał tego oceniać.
Pamiętam pierwsze chwile po powrocie do domu - pełna torba, miauczący kot i w rogu łóżeczko przykryte kocem - nie miałam siły, ale musiałam, musieliśmy je złożyć. Później za jakiś czas wizyta w sklepie - "jak tam synek?" co miałam powiedzieć - unikać tematu - by znowu zapytała - powiedziałam prawdę - znają mnie tu.
Aż wreszcie - długo wyczekiwana ulga ? Sama nie wiem czy ulga czy może taka fatamorgana, a może zupełnie coś innego. Czas kiedy zaczynam wychodzić, coś robić, zaczynam mieć siłę - jeżdżę na cmentarz. Nigdy nie pogodzę się z tym co się stało, bo najgorsze co może być - pochować swoje dziecko.
Ktoś mi kiedyś napisał, dawno już powinnaś się ogarnąć, a jak masz problem to idź do specjalisty - minął już miesiąc - owszem może i tak... tylko czy ja komuś nakazuję - zrób to czy tamto ? Nie. Owszem miałam na początku akcje atakowania ludzi - ale jak dla mnie zrozumiałe - to była moja żałoba, mój czas - musiałam dojść do tego sama.
To jak z podjęciem ważnej decyzji - musisz obrać dobrą drogę, niekoniecznie Twoją - ale dobrą.
Chciałabym podziękować osobom które napisały do mnie oraz do Pawła, oraz tym które pomagają w zbiórce !
Pamiętajcie dobro wraca !
Kilka słów ogólnie do tych którzy napisali - uwierzcie to nie takie proste - zebrać się i napisać o tym co mnie boli, nie takie łatwe, sama nie wiem czy to kwestia odwagi?
Walczę, bo wiem, że jeśli mój syn był żył chciałby mieć super mamę ! I patrzy z góry i zapewne się uśmiecha bo widzi, że mama nawet kiedy Go nie ma jest w stanie poruszyć wszystko by móc pomóc.
Teraz ja potrzebuję pomocy - nigdy nie robiłam takiej akcji z zrzutką - nie myślałam w ogóle, że coś takiego jest.
Założył to Paweł - z pytaniem "Jak myślisz dobrze zrobiłem ?"
Odpowiedziałam Mu wtedy: "Myślisz, że jak ja szyję dla dzieciaków, pomagam uszytkami to myślę ?" uśmiechając się :)
Nie myślę, po prostu to robię i wiem, że są tu osoby które wiedzą, że jeśli jestem w stanie uszyć coś, pomóc zrobię to, nawet mając jeden dzień czy godzinę :)
To tyle ode mnie !
Blog życiowy o szyciu :)
Pozdrawiamy ze Stefanem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz