czwartek, 14 lipca 2016

Ważny cel... wpis bardzo osobisty...

Witajcie !

  Dziś nic Wam nie pokaże, ale napiszę kilka słów.

Może dzięki blogowi uda dotrzeć się do większej ilości osób, może znajdzie się ktoś kto będzie chciał pomóc. Ja wiem, że dobro wraca. Pomagam wielu osobom, organizuję konkursy - nie stać mnie by wpłacać darowizny - firma pochłania dużo pieniążków do tego materiały, ale jak mogę coś uszyć i ktoś prosi mnie o pomoc - pomagam.


 Przekazuję swoje uszytki na różne licytacje, szyję dla maluszków aby jakoś wspomóc, mam nadzieję, że kiedyś to do mnie wróci.

  Kilka ogólnych informacji - zbieramy na pomnik dla Naszego Synka Filipka, któremu nie dane było zostać z Nami.
3 stycznia 2016 roku wszystkie marzenia rozpadły się na najmniejsze kawałki - siedziałam jak wryta i nie wiedziałam co się dzieje. Mówiłam sobie, że to nie prawda, że nie mogło Nas to spotkać. Obwiniałam siebie, lekarzy i wszystkich innych. Zadawałam jedno pytanie - dlaczego ?
Nadal nie otrzymałam na to pytanie odpowiedzi.
Jeżdżąc na cmentarz - zapominam o wszystkim, o tym ile mam problemów o tym co powinnam a czego nie. Wychodząc stamtąd czuję się jakbym zrzuciła kamień z serca - później jednak nadal wraca.

   Paweł postanowił założyć konto na https://zrzutka.pl/ z racji tego, że nie stać nas aby kupić pomnik ot tak - są to duże pieniążki, może dla niektórych trzy tysiące to mało, dla innych dużo. Nikogo do niczego nie zmuszam - po prostu uznaliśmy, że jeśli ludzie wpłacają pieniążki na "bilet do Paryża" czy "zakup nowego sprzętu" - pomyślałam czemu nie spróbować. To żaden wstyd - nie pochodzę z bogatej rodziny, nie mamy willi i zapewne nigdy jej mieć nie będziemy.
 Na początku obawiałam się tego pomysłu, ale pomyślałam, że jeśli nie zaryzykuję nie będę wiedziała.

   Dziś nad ranem śniła mi się mała dziewczynka, taki mały pulpecik w różowym ubranku - wskazuje coś dobrego.
Z racji tego, że tyle czasu pracowałam za granicą - postanowiłam znaleźć pracę w Polsce. Nie mam doświadczenia - jedyne jakie mam to szycie, bo w tym środowisku się poruszam.
Urząd pracy skierował mnie na staż - no i się udało ! Dziś dostałam odpowiedź, że wynik jest pozytywny :)
Także bardzo się cieszę, w końcu wyjdę do ludzi - po tak wielkiej stracie ciężko czasem jest zebrać się w sobie. Jak to ktoś kiedyś mądrze powiedział - żałobę trzeba przeżyć na swój sposób, nie trzeba kogoś popędzać, krytykować, zmuszać - trzeba po prostu być.
Ktoś kto nie przeżył straty dziecka nie wie jakie to jest uczucie. Zapewne podobne do uczucia straty kogoś bliskiego, ale tego kogoś bliskiego mieliśmy okazję poznać, porozmawiać.
A ja niestety nie miałam okazji porozmawiać ze swoim synkiem i nie będę jej miała. Mogę z Nim rozmawiać jedynie jak jestem na cmentarzu. Jadąc widzę kobiety z wózkami - myślę wtedy: idą z dziećmi na plac zabaw, do sklepu kupić nowe ubranko - a ja jadę z zniczami, kwiatami i misiem na cmentarz.
Nie czuję złości czy zazdrości - tak musiało być.

   Ale jak czasem słyszę w sklepie jak matki narzekają, jak to źle i niedobrze - to powiem Wam, że ja też bym chciała żeby mnie Filipek budził siedem razy w nocy, żeby pociągnął Stefana za ogon. Oddałabym za to wszystko, by chociaż na chwilę móc zobaczyć jak się uśmiecha. Pan Bóg zsyła na nas tyle dobra i zła - tyle ile jesteśmy w stanie unieść.

  Blog jest dla mnie odskocznią od spraw codziennych, od patrzenia na dzieci, od problemów - tematycznie o wszystkim. Wpis jest bardzo osobisty - pisząc go mam łzy w oczach. Mój Mały skończył 3 lipca pół roku - zapewne byłby energicznym chłopaczkiem jak mama i ciekawym jak tatuś.
Jednak Pan Bóg uznał, że to jeszcze nie czas, nie Jego data.

  Na samym początku było bardzo, bardzo ciężko nie było dnia abym nie płakała tuląc małe śpioszki.
Wtedy w szpitalu coś we mnie pękło, myślałam, że po pogrzebie będzie lepiej - ale było gorzej z dnia na dzień.
Wtedy odkryłam, że szycie - staje się dla mnie swego rodzaju terapią, że wymyślanie i spędzanie całego czasu na projektach - jest dla mnie ulgą.
Nie mogłam wtedy jeszcze iść do pracy - stan fizyczny nie był gotowy. Teraz po pół roku, mogę powiedzieć, że jakoś żyję, ale to dzięki pomocy Pawła, siostry i brata, mamy a także teściów i Was na Mnisiowie. Rozmów przy odbieraniu zamówień.



  Dużo się zmieniło we mnie, nie siedzę na dupie - chodzę szukam, piszę do różnych firm, blogerów, szukam - chce żeby ktoś mnie zauważył, zobaczył - bym mogła dalej rozwijać swoją pasję - niestety nie można sprzedawać bez firmy - jedynie okazjonalnie a u mnie to już masowo :) haha.


  Kochani jeśli chcecie - zbiórka odbywa się TUTAJ . Nie zmuszam ani nie zachęcam - to Wasza decyzja.


Tymczasem szyję filcaki na nowe licytacje dla Was, mam nadzieję, że nadal będziecie zaglądać na Mnisiowo i mimo wad, moich wad - będziecie mi kibicować !


Dziękuję, wzruszyłam się bardzo pisząc ten wpis - jak kartka z pamiętnika. 

3 komentarze:

  1. Ciężko napisać jakikolwiek komentarz... Podziwiam, że w ogóle opowiedziałaś tą historię. Życzę siły i nadziei! Będzie dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Siedze ... czytam i rycze...

    Mam syna... wyobrazam sobie jaka to strata...
    Tworzy Pani cuda i musi byc Pani cudowną kobietą... zycze sily i nadziei ...

    Ściskam mocno :* i trzymam kciuki ...

    OdpowiedzUsuń