niedziela, 31 lipca 2016

Kto tajemnic zna tak wiele ? Mały Miś - brązowy Miś !



Dzień dobry z rana !

  Dziś przychodzę do Was z czymś zupełnie nowym - uszytym ręcznie :)
Szycie nie sprawiło większego kłopotu, było nawet przyjemne, ale trochę pracochłonne.

  Gdzieś w czeluściach internetów znalazłam małe misie - spodobały mi się, więc postanowiłam takiego uszyć, wykrój to pikuś - zmniejszyć duży wykrój na misia i do dzieła. Początkowo chciałam by miś miał około 10 cm, ale trochę się zapędziłam i wyszło 16 cm.
Pomyślałam, że to całe 16 cm - kochania, miziania i przytulania więcej :)

  Z racji, że szyję dużego misia dla Pani Alicji i czekam na metki z imionami - materiału zostało sporo to skorzystałam z kawałka jaki mi został i uszyłam Misia na wszelkie problemy - pocieszy i umili czas.

  Miś uszyty jest z gładkiego minky - w kolorze kokos, wypełniony kulką silikonową - rączki i nóżki są ruchome. Miś docelowo miał być brelokiem - tak wyszło, ale myślę, że będzie też fajnym gadżetem na biurko np w pracy :)
Jest lekki, mięciutki i mięsisty - ideał po prostu :)


   Miś to taki mały elegancik - z granatową kokardką na szyi, która dodaje mu szyku i dostojności. Oczka i nosek są plastikowe - zatrzaskowe - bezpieczne. Myślę, że każdy kto lubi choć trochę mięciutkie materiały - pokocha Go całym sercem.
Miś oczywiście szuka domu - aby rozgościć się w nim przed moim urlopem - pracą :)
Nie nadałam mu imienia - specjalnie, aby ktoś kto się Nim zaopiekuje - sam mógł go nazwać.
Pamiętajcie, że każdy mój "uszytek" jest tworzony z serca - tym samym dostaje ogrom radości, miłości, jest wypieszczony i ma duszę - to co najważniejsze !


  W planach mam kolejne misie - na razie misie - zobaczymy jak to się rozwinie - może będą też kotki, pieski i króliczki, ale na razie tak daleko nie wybiegam - jedno jest pewne - spodobało mi się to :)
Szukam ciągle nowości by móc Was czymś nowym zaskoczyć, byście jeszcze chętniej do mnie zaglądali - już niedługo będzie Was 1400 Mnisiów - lubisiów.

  Chciałabym też wiedzieć co myślicie o takiej formie breloczka ? Wiem, że może 16 cm - to dużo, ale musicie wybaczyć - to była moja pierwsza zabawa z tak małym a jednak większym niż filcusie "uszytkiem". Jednak jak na pierwszy raz jestem zadowolona - i słysząc od Pawła: "Gdybym nie widział, że szyłaś ręcznie - pomyślałbym, że uszyłaś na maszynie".
Minky jest o tyle wdzięcznym materiałem, że pięknie "szyję się ręcznie".


  A teraz kilka informacji - do 9 sierpnia muszę :
- skompletować ubranka dla myszek - wykończyć, spakować i wysłać
- uszyć poduszkę dla pewnego pana na prezent :) (dziś)
- uszyć ubranka dla misia Pani Alicji (czekam na metki)
- uszyć poduszkę konkursową dla Sebastiana
- uszyć konika konkursowego dla Hani (czekam na materiał)
- uszyć nagrody pocieszenia w formie breloczków

Czy oby o niczym nie zapomniałam ? Mam nadzieję, że nie - to tyle z szyciowych planów, po za nimi są jeszcze plany domowo-sprzątające :
- umyć okna, sprzątnąć kuchnie, umyć żyrandole, ogarnąć szafki, spakować potrzebne szyciowe rzeczy, przygotować wszystko do wyjazdu - na szczęście sprawy urzędowe pozałatwiane.


A teraz zostawiam Was z Misiem - czyż nie jest uroczy ?


Jestem sobie Miś - szukam domu - może znajdę jeszcze dziś ? :)






   Kochani wczoraj udało mi się uratować kotka - a wszystko opisałam TUTAJ - Kotek już się uspokoił, jest najedzony i czeka teraz na nowy domek - niestety po wszystkich za i przeciw - na razie nie będę mogła go zabrać - kot nie akceptuje - innych zwierząt - a w domu jest Stefan - może jak wrócę na spokojnie się tym zajmę - bo i tak siedział by teraz sam prawie całymi dniami. Nie dość, że w nowym otoczeniu z innym kotem - to jeszcze po kilka godzin sam, bo Paweł w pracy - mam nadzieję, że kiedyś uda mi się Go zabrać - na razie szukają właściciela - zobaczymy co będzie dalej.
Jestem w stałym kontakcie z panią dyrektor schroniska - która sama przyjechała po kotka - pod odmowie udzielenia pomocy przez Straż Miejską.


  Tymczasem wracam do pracy, a Wam życzę miłego dnia.
Miś bierze udział w linkowym party u Diany :) Klik :)


P.S. pamiętajcie, że jestem z Wami - nawet jak będę tak daleko - dziękuję, że Was mam - jesteście moją motywacją !!!!


Buziaki :*






środa, 27 lipca 2016

Wspólne wyjście, myszka Zuza - groch z kapustą !


Dzień dobry po południu !


  Zbiera się na burzę - schłodziło się i ma zamiar padać, ale może to lepiej - ostatnio było bardzo gorąco :) Wczorajsze popołudnie spędziliśmy na spacerowaniu - jezioro urzekło nas swoją pięknością - szczególnie zachód słońca, który pięknie odbijał się w tafli wody.
  Pierwszy raz od dłuższego czasu wyszliśmy gdzieś dalej niż tylko w okolice bloku czy cmentarza - razem, pierwszy raz po śmierci Filipka.
Ciężko było się zebrać, ale udało się.  Ostatnio też byliśmy nad jeziorem, ale krótko, więc się nie liczy. Wczoraj udało nam się pobyć trochę dłużej - przygotowałam się na ukąszenia komarów i innych owadów, bo po ostatnim wypadzie niestety zostawiły porządne znaki swoich "ryjków i nosków" na mojej skórze.
Tym razem nic mnie nie ugryzło, ale spryskałam się porządnie - więc nie było obaw :)

  Paweł się wykąpał - i poczuł się jak Młody Bóg - haha - nawet łabędź na niego syczał i chciał się z Nim bić :) ja podziwiałam piękne niebo i ważki - samoloty :)

Widok jaki udało mi się uwiecznić jest piękny !


Jezioro Długie 



 Czas mile spędzony, napełnił mnie energią oraz werwą do pracy !
Dalej pracuję nad Myszkami oraz Misiem i nagrodami konkursowymi, mam nadzieję, że uda mi się wszystko zrealizować przed wyjazdem. 
Ale spokojnie strona oraz blog nadal będą żyły - bo bez tego ani rusz. 


  Zaplanowałam sobie, że przez te dwa miesiące mojej nieobecności będą powstawać filcusie a także przymierzam się do książeczki manipulacyjnej, która uczy i rozwija umiejętności dzieci - wszystko będziecie mogli oglądać na bieżąco na mojej stronie  - oczywiście będzie można sobie "zaklepać" uszytek i odebrać go dopiero po moim powrocie :) Myślę, że tak będzie sprawiedliwie. 


  Tymczasem pokażę Wam Myszkę Zuzę - błękitną. Bardzo lubię to połączenie - oczywiście kolory w trakcie zmieniają mi się z żółtego na czerwony przy kolejnej myszce. Jest to siostra bliźniaczka Myszki Zosi w fiolecie :) 

Myszka Zuza :) 



A tutaj znajdziecie Myszkę Zosię, jeszcze dwie myszki czekają na ubranka - Hania i Tosia :) 


Pamiętajcie, że nadal będą pojawiać się uszytki (filcusie), więc będę tu bywać - może nie tak często jak do tej pory, ale będę. Mam nadzieję, że Wy także ! 

Z racji tego, że mnie nie będzie to nasz pomysł na nagrody za aktywność przekładam na później - cały czas jednak aktywność się liczy :) 


Do następnego wpisu :)








wtorek, 26 lipca 2016

Jak oni mogą? - nie mają rodziny, znajomych - muszą zbierać od obcych ludzi..

Witajcie !


  Jestem bardzo poruszona - owszem mogłam się tego spodziewać i przygotowałam się na to. Nie rusza mnie to wcale - uważam, że tyle ile złego spotkało mnie w tym roku - wzmocniło moją dupę na długi czas.

  Zatem wyjaśnię trochę co i po co - uśpię niektóre pytania. Czy jeśli ktoś prosi mnie o pomoc - np na zbiórkę dla dziewczynki która straciła wzrok i potrzebna Jej specjalistyczna operacja - Pani pisze czy mogłabym uszyć coś, przekazując na licytację - rozumiem nie są to realne pieniądze, ale jakby dokładnie się przyjrzeć - materiał trzeba kupić, prąd trzeba zapłacić (maszyna niestety nie działa na powietrze - a szkoda) - wysłać trzeba. Nie pytam wtedy - a to nie ma Pani rodziny ?
Nie pytam - skoro ta osoba zwróciła się o pomoc do mnie i do innych obcych ludzi - oznacza, że jest na tyle odważna oraz na tyle wykorzystała wszystkie możliwości, że potrzebuje naprawdę tej pomocy.

  Czy jeśli ktoś zbiera na podróż do Paryża, bo takie jest jego marzenie - kwota 12 tysięcy -  czy ktoś pyta go o to czemu nie pojedzie na Mazury ? Nie - każdy ma swoje marzenia, pragnienia.
Owszem nie zamknę wszystkim ust - nie da się. Każdy ma prawo powiedzieć co chce - ale naprawdę nie życzę nikomu tego co przeżyliśmy z Pawłem w styczniu i co przeżywamy nadal.

  Na początku - płakałam było źle - nie płacz to Ci nie wróci syna, nie rozpaczaj - życie toczy się dalej, jak masz problem idź do lekarza - nie atakuj. Zastanawia mnie jedno - jak Ty byś się zachował w takiej sytuacji - poszedł byś na imprezę ? Zapewne nie, każdy ma swój czas aby móc się pozbierać.
Później - uśmiecham się, rozmawiam - wychodzę do ludzi - no ale jak możesz ?  Przecież niedawno pochowałaś syna - no jak mogę ?
Teraz -  zbierasz na pomnik - nie masz rodziny ? myślisz, że obcy ludzie Ci pomogą ?


  Co myślę ?
Myślę, że w ludziach jest tyle jadu - ciężko przeliczyć na pieniądze - jest tyle zawiści, zazdrości. Jednemu się powodzi jeździ na wakacje - jest obsmarowany od góry do dołu - drugi siedzi w domu - obsmarowany - no jak można siedzieć w domu tyle czasu ?


  Kiedyś liczyło się dla mnie to jaką bluzkę założę do butów - albo na odwrót - teraz mam to gdzieś - nie to w życiu jest najważniejsze - najważniejsze jest to co sobą reprezentujesz - jak osoby Cię widzą - jak mówią o Tobie bliskie Ci osoby.


  Poruszę tu kwestię także znajomości, jeśli tak można je nazwać - kiedyś ktoś powiedział, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie - naprawdę są osoby, których dawno nie wiedziałam - a mimo to pomogły - napisały kilka miłych słów.
Ale są osoby - z którymi ja znam się krótko a Paweł dłużej - jeden zły ruch, coś nie poszło po ich myśli - i nagle mają Cię gdzieś, bo nie chcesz iść na imprezę, albo na wesele. Odzywają się jak potrzebują - to są znajomi ?


Gdyby nie to, że mam tyle pracy - trzymam siedem srok za ogon i ktoś powie: "O ma firmę - to ma kasę" - ten co ma firmę i zaczynał od podstaw - wie z czym się to wiąże miałabym pewnie więcej znajomych, ale dzięki mojej pasji i pracy poznałam przecudne osoby - które zarazem kupują moje uszytki, ale też zadzwonią - pogadają, zaproszą do siebie. I nigdy nie pomyślałabym, że tak się stanie.



Zanim jednak skrytykujesz nasz pomysł - zadaj sobie pytanie - co Ty byś zrobił jakby Twoja córka czy syn zmarł ? Ludzie czasami nie zdają sobie sprawy - jak nieoczekiwanie może zawalić się ich świat.
Tak jak Nam - jadąc do szpitala z torbą ciuchów dla Małego - a wracając z pustymi rękoma.
Naprawdę nie życzę nikomu - bo ja nie wiedziałam jak mam się zachować, jak żyć - czy żyć ?
Myśli były różne - po te najbardziej złe, przeplatane tymi dobrymi - a może tak być musiało.


  Nie należę do osób które komuś czegoś zazdroszczą - jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.


Proszę zanim cokolwiek napiszecie odnośnie naszego "dziwnego  marzenia" - pomyślcie co byście zrobili, gdyby wszystkie możliwości zostały wykorzystane.



Dziewczyny utworzyły wydarzenie  - jeśli chcecie zajrzyjcie. 

sobota, 23 lipca 2016

Myszka Zosia - co z czym, dlaczego i po co ? :)


Dzień dobry!


   Jak to jest kiedy zaczynam duży projekt ? A no nie tak łatwo, kosztuje mnie to garść włosów z głowy, dość dużo niecenzuralnych słów i odrobinę uderzeń w stół, a nożyce się odezwą. Tak samo było i tym razem - projekt myszy kosztował mnie - co by nie skłamać tyle co wyżej :)
Należę do tych ludzi którzy obierają sobie cel i muszą, bo się uduszą - Pani Dominika i tak ma anielską cierpliwość, że tyle czeka, ale jak to już nie raz mówiłam - coś innego, oryginalnego wymaga nakładu czasu jak i pracy.

   Nie to, że nie lubię myszy - jednak nie wiedziałam jak się za nie zabrać - tak aby były inne niż wszystkie a jednak były podobne do pierwowzoru szarej myszy, nie mylić z szarą nieśmiałą myszką.
W końcu udało mi się narysować coś co by odpowiadało moim standardom, ale czy spodoba się zamawiającej - tego bałam się najbardziej - chociaż mnie podobało się bardzo :)

   Zanim jednak zaczęłam szyć z minky - poszły w ruch stare tkaniny by sprawdzić czy po wypchaniu kulką sylikonową będzie to coś ! Udało się - małe poprawki - i uszyłam korpusiki, nóżki, łapki i uszka z szarego minky. Nie dość że milusie to i fajnie się prezentuje.

   Zabawki staram się jeszcze od środka zabezpieczać ściegiem zygzak, aby w trakcie ewentualnego prania nie rozpadły się. Wszystko sprawdzam po kilka razy - i przyszywam mocno - doświadczenia trochę uczą :)
Wstępny plan szyciowy jest taki, że każda ma być taka sama, a za razem każda inna - dość skomplikowane.
Mianowicie każda myszka będzie szara - odróżniać się będą tylko kolorami ubranek. Oczywiście dołączone będą miały także detale - które dodadzą im mega słodyczy - na etapie końcowym "czteropaku" zobaczycie jakie.

  Pierwsza już z ubrankiem, ale jednak nie pełnym, bo coś jeszcze jej wyczarowałam - pokaże już na samym końcu pracy jest w kolorze fioletu-śliwki.
Początkowo ustalałam inne kolory - ale do szarego pasuje każdy odcień, także postawiłam na fiolet - jest dziewczęcy, a zarazem stonowany i nieprzesłodzony.
Myszka ma około 45 cm wysokości, oczka i nosek bezpieczne zaciskowe, wypełnienie to kulka sylikonowa - która po praniu nie traci kształtu.
Ubranko to bawełniana spódniczka - wykończona także po lewej stronie, lawendowy top z wyszytym imieniem Zosia - małej właścicielki myszki oraz bluza z dzianiny sweterkowej z podszewką bawełnianą. Szaliczek w kolorze lawendy - pasujący do topu.
Wszystkie ubranka są wykończone po lewej stronie - dodatkowo można je zdejmować i ubierać inne siostrzane myszy.
W kolejce czekają jeszcze trzy sztuki - Zuza, Tosia oraz Hania - dołączą niebawem do Zosi - myszki dziewczynki są siostrami.

   Myślę, że to naprawdę super pomysł na prezent dla dziewczynek - nie muszą służyć tylko do patrzenia - bo można się nimi bawić - przebierać, zabrać do przedszkola czy zasypiać, a mogą także służyć za dekorację pokoju - wedle uznania.
Na wzgląd małych elementów są to zabawki dla dzieci +6 lat - oczywiście można zamienić elementy plastykowe na szyte które nie będą zagrożeniem.


  Kolejna myszka będzie w kolorze żółtym, już mam wizję - co z czym połączyć - układ ubranek będzie ten sam jak u Myszki Zosi, ale zobaczycie niebawem.

  Pokazuję Wam Zosię jeszcze w wersji bez "mokrego podkoszulka"








Oraz Zosia w wersji na bogato, ale jeszcze jej osłodzę :)









Kochani a mam małe pytanie kto mi powie czego brakuje myszce ? Czekam na odpowiedzi -zobaczymy kto jest spostrzegawczy :)


Miłego dnia !!! 



Myszkę możecie zobaczyć tutaj a także tutaj :) Zajrzyjcie koniecznie - czekam na Was ! 



Mam jeszcze małą prośbę do Was poślijcie znajomym moją stronę po przez zaproś znajomych pokażcie dalej - dla mnie to wiele znaczy, dużo osób zaczęło zaglądać na Mnisiowo :)
A to wszystko dzięki WAM !!!!




poniedziałek, 18 lipca 2016

Smaki dzieciństwa - jakie pamiętacie ? Znowu nie w "szyciowym" temacie :)




Witajcie Kochani !

Wpis z mojego starego bloga, który znalazłam na komputerze, ale fajnie go sobie przypomnieć. 


   Ostatnio przyszło mi do głowy, że fajnie powspominać sytuacje związane z  dzieciństwem.
Ten czas dla każdego z nas był wyjątkowy, beztroski z małymi dziecięcymi problemami. Każdy z Was chciałby powrócić do czasów dzieciństwa, kiedy jedynym problemem było to, że Kasia czy Asia ma taką sukienkę a ja nie mam, albo że już trzeba przyjść do domu na kolację czy kąpiel. Tak wiem... każdy by chciał móc znów poczuć się dzieckiem, chociaż na chwilę. Dlatego istnieją wspomnienia, które w tym wpisie przypomnę każdemu z Was razem i z osobna, by każdy mógł choć trochę zatopić się w tym błogim stanie.
A tak serio to szkoda, że nie wymyślono takiej maszyny, która przenosiłaby nas do czasu dzieciństwa, albo w ogóle do jakiegoś czasu wybranego przez nas, by móc znów poczuć się tak samo, albo zmienić coś, zrobić coś innego, wypowiedzieć inne słowa. Szkoda, ale może gdyby taka maszyna istniała to nie wiem czy nie była by kłopotem, bo wtedy nie było by związków, wielkich miłości, szkoły i innych marzeń. Niektórzy mogli by wykorzystywać ją do różnych złych celów, więc opuśćmy tą myśl.

   Smaki z dzieciństwa, nie mam tu ma myśli tylko chleba ze śmietaną z grubą warstwą cukru, czy oranżady ze sklepu w szklanej butelce, ale także czas i zajęcia jakie cieszyły każdego dnia.

   Ja ze swojego dzieciństwa pamiętam rozczochrane włosy, brudne kolana i wielki zapał do wszystkiego, a że jestem "kąpana w gorącej wodzie" to i odwaga mnie nie opuszczała. 
Pamiętam wielkie "zabawisko" na podwórku koło garażu z łóżkiem zrobionym z worka i słomy, z kuchnią z drewien do palenia w piecu, wszelkich kubeczków po jogurtach i starego metalowego czajnika w którym gotowała się na niby woda. 
Najlepiej było bawić się tam w wakacje, kiedy latarnia naprzeciwko mojego domu paliła się i tym samym ja u siebie w "zabawisku" miałam światło. Uwielbiałam tam siedzieć godzinami, gotować, sprzątać i udawać zabawę w dom z kotami. Zawsze towarzyszyły mi koty w życiu, zawsze było ich multum, do tej pory mi to zostało, bo odkąd przeprowadziłam się do Olsztyna w moim mieszkaniu zagościł Stefan. Później moje "zabawisko" przeniosło się na strych, to dopiero był wypas, okna i firanki, dywany, prawdziwa kanapa, oddzielne pokoje - drzwi porobione z zasłon. Dużo ubrań na wieszakach, w które z koleżankami się przebierałyśmy i udawałyśmy że idziemy do opery czy na koncert. Eh co za czasy... 


   W wakacje jeździłam na jagody, codziennie rano albo z kuzynkami albo z Tatą, rowerem o 6 rano do lasu w znajome miejsca gdzie było dużo jagód. Rano robiłam bułki z dżemem i słodką herbatę do plastikowej butelki. Jak jeździłam z Tatą to mogłam liczyć na to, że mi pomoże uzbierać całe wiaderko, zawsze zabierałam ze sobą pięciolirowe wiaderko z miarką (słoik pół litra) i czasem Tata pomagał mi dozbierać jak mi brakowało. 
Zawsze pytałam: "dasz garstkę?"
Z garstki robiły się dwie, a później trzy i tym samym cała miarka była zapełniona. Czasem Tata wołał mnie i mówił, że tu są jagody i tu zbieraj, bo tu są duże i dużo. 
Pamiętam te bułki z dżemem, całe mokre i słodkie, że nie dało się  ich zjeść i te komary co gryzły niemiłosiernie, że trzeba było się smarować olejkiem wanilinowym. 
Jak wracałam do domu, to nie raz miałam wypadek, bo nie trafiłam rowerem w bramę, a że chciałam wjechać z klasą i wiaderkiem na podwórko to nie raz zdarzyło mi się wysypać jagody i trzeba było je wybierać z trawy. Nie dość, że się namęczyłam żeby je uzbierać to jeszcze czasem musiałam je wybierać z trawy. 
Matko ! Postrzelona byłam, nadal jestem. Bułki z jagodami były pyszne, no i zawsze można było je sprzedać i mieć swoje pieniążki. 

   Co innego było z chodzeniem na grzyby, nie lubiłam tego, a jak pomyślałam o maślakach obślizgłych, brr..., ale jak Tata chodził i przynosił "betki" dla mnie to lubiłam je smażyć z solą na blasze od kuchenki. A rosół z "gąsek" pychota. To mogą wiedzieć tylko osoby, które mieszkały na wsi bądź jeździły tam na wakacje. Te smaki można tylko tak poznać. 



   Powracając do smaków dzieciństwa to zapadł mi w pamięć chleb ze śmietaną i cukrem, chleb ze smalcem i skrawkami, kasza manna. W zimę zjeżdżanie na worku od nawozu wypchanego sianem, robienie aniołów na śniegu albo ślizganie się na ulicy "na buty".
   Jeżdżenie nad rzekę, albo chodzenie pieszo, to nic że nie umiało się pływać, wszyscy chodzili, więc i ja. Wtedy jeszcze nie miałam komputera ni nawet komórki, więc więcej czasu spędzało się na dworze. 
  "Chodzenie po wiosce" w tą i z powrotem, było wtedy super zajęciem, dziś uważam, że była to strata czasu. Napuszczenie wody do wanny, czekanie na nagrzanie i udawanie, że ma się swój osobisty basen. I te problemy, że masz brudną bluzkę albo krostę na czole. Chciałabym mieć teraz problemy tego pokroju. 


   Dobranocki, tak tak wieczorynki "Gumisie", "Smerfy" albo "Muminki" , a później "Zbuntowany Anioł" i inne telenowele, których tytułów nie pamiętam. 
   I te wszystkie festyny, dyskoteki, wracanie do domu pieszo kilkanaście kilometrów, wycieczki do Mleczówki na kawę do Kasi, na sesje zdjęciowe. A później chodzenie na Lotos na hot-dogi z wszystkimi sosami. 

   "Granie w gumę", jak nie było z kim to zaczepiało się gumę o dwa krzesła i też była zabawa, skakanie na skakance, i te skoki do tyłu ze skrzyżowanymi rękoma. 
     A pamiętam jak mnie pies ugryzł w nogę i wróciłam do domu nic nie mówiąc, chociaż mnie bolało, ale bałam się, że nie pójdę już na dwór. Albo przebita noga szkłem czy gwoździem. Wtedy było to straszne - teraz śmieszne. 
W dzisiejszych czasach jest wychowanie bezstresowe: komputery, laptopy, smartfony i internety :) to chyba z jakiejś reklamy. 

    Powiem Wam, że dzieci mają chyba teraz łatwiej a może trudniej. Niby mają wszystko, ale ja pamiętam swoje dzieciństwo = dwór, rower "zabawisko", zabawa do późna i te komary w lato. Teraz dzieci spędzają czas przed komputerem, bo nawet można kupić czy znaleźć grę "wiejskie życie" to po co wychodzić na dwór ? 
A później jest wielkie zdziwienie, bo dziecko nie wie skąd jest jajko czy mleko, pytane odpowie, że ze sklepu :)

A jakie są Wasze smaki i wspomnienia z dzieciństwa ?

Czekam w komentarzach na opowieści. 

Całuję ! 
do następnego wpisu. 

niedziela, 17 lipca 2016

Dob­roć is­tnieje wca­le nie po to, aby z niej korzystać....



Dobry wieczór !! 


  Znów do Was piszę, ale czuję potrzebę - naprawdę nie wiem jak mam wyrazić naszą wdzięczność, że tak dużo osób chce nam pomóc. Jest to niezwykłe ! Tak jak kiedyś ktoś mi powiedział, że dobro wraca - tak mam teraz okazję się o tym przekonać ! 

  Naprawdę dużo osób napisało do mnie oraz do Pawła - to bardzo szlachetne z Waszej strony. 
Nie myśleliśmy, że będzie aż tak wielki odzew - to naprawdę niesamowite ile jest dobrych osób o wielkim sercu ! 


  Jak to napisała moja siostra na swoim profilu na Facebooku:

"Moja siostra i jej partner Paweł Brzeziński uruchomili akcję zbiórki na pomnik dla zmarłego synka - jeśli ktoś chciałby dorzucić grosik - zapraszam, z zagranicy przelewu nie da rady bezpośrednio zrobić ale można wziąć od nich numer konta i zrobić tradycyjny przelew. Każdy ma swoje marzenia - nie oceniamy byśmy nie byli oceniani- jak komuś wydaje się to dziwne, niestosowne etc. niech swoje uwagi zostawi dla siebie. Po prostu pomóżmy jeśli możemy."


Dokładnie tak jest może wydawać się to dziwne - tylko czasami bywa tak, że czegoś bardzo chcemy a nie możemy tego mieć, nie możemy tego osiągnąć wtedy zwracamy się o pomoc do innych. Nie zbieramy na wesele, na ciuchy a na nowe a jednak stare miejsce dla Naszego Synka. 
W tym momencie jest to mały grób obstawiony misiami, samochodzikami i kwiatami. Za każdym razem jak jedziemy Mały dostaje od nas coś nowego - nigdy nie jadę z pustymi rękoma. 


 Wczoraj dzwoniłam i dowiadywałam się o koszty pomnika - ja wiem, że może ktoś pomyśli - "poszliby i kupili zwykły prostokątny, bez wydziwiania z chińskiego kamienia" - ale, czy jeśli zmarł by Wam ktoś bliski i mielibyście kupić pomnik - kupilibyście byle jaki i lepszy ? 
Niestety nie są to tanie "potrzeby" - chcemy by Nasze dziecko miało miejsce które będzie tylko dla Niego. 
Wstępny zarys tego jaki ma być pomnik mam w głowie - na pewno będzie to serce - góra część pomnika i z tyłu miś - który będzie trzymał to serce w łapkach. 
Ja wiem, że może pomyślicie - a po co ? 
Odpowiem Wam - gdyby Filipek żył chciałabym by miał to co najlepsze - nie mylcie proszę z najdroższym. Najlepsze - dla siebie. 
Dlaczego miś ? Przez całą ciążę jak Filipek był w brzuchu mówiliśmy do Niego "Mnisio", nie raz jak Paweł rozmawiał do brzucha to mówił "Mnisiu tatuś już się nie może doczekać" - tak zostało i chcemy żeby ten miś gdzieś znalazł się na pomniku. 

  Nie będę Wam tu wstawiać zdjęć grobu czy też pomników - myślę, że to przyjdzie z czasem, na pewno pokażę w fazie końcowej - byście mieli pewność, że pieniądze które przekazujecie - nie poszły na darmo. Jeśli ktoś będzie miał ochotę odwiedzić Filipka i zapalić Mu znicz - chętnie napiszę gdzie. Nie bójmy się pytać. 

  Temat martwo urodzonych dzieci ciągle zamiatany jest pod dywan, nikt o tym nie mówi głośno. 
Nawet jak byłam w szpitalu - nikt nie rozmawiał - tylko lekarz, ale to jego obowiązek. A o tym, że Filip nie żyję dowiedziałam się dopiero - jak przyszedł drugi lekarz - który potrafił powiedzieć to po ludzku... 

 Wiecie jedyne co mogłam dać swojemu synowi to to, że mogłam Go sama urodzić - chociaż byłam cholernie przerażona, ale miałam Pawła - nie musiałam się bać. Jednak emocje były tak silne, że chciałam wrócić do domu. 


  Kochani chcemy zebrać jakąś określoną kwotę i wpłacić zaliczkę, by było to już w realizacji - pan wstępnie powiedział, że to koszt trzech tysięcy - może trochę więcej. W całość wchodzi montaż, ławka, dobry kamień. 
Taki dobry, nie chiński - taki który wytrzyma i nie zapadnie się jak dziecięce pomniki które widuję na cmentarzu - zrobione byle jak. Popytam jeszcze w innych firmach, ale wstępnie jesteśmy umówieni na wtorek na dokładne dogadanie szczegółów. 


  Nawet jeśli nie uzbiera się kwota na zrzutce to coś poradzimy - nie wiem jeszcze jak, będę się tym martwić jak zajdzie taka potrzeba - na razie potrzebny jest czas. Sama realizacja pomnika to około miesiąca. 

  Tymczasem dziękuję wszystkim - tym znanym i nieznanym - za pomoc i zaufanie ! Zrzutka niebawem stanie się publiczna - więc będzie widoczna dla wszystkich odwiedzających portal - musieliśmy tylko się zweryfikować dokumentem potwierdzającym śmierć Filipka i czekamy na zatwierdzenie. Na razie widoczna jest dla osób, które wejdą na nią bezpośrednio z naszego linka. 


  Dziękuję Wam jeszcze raz, jest to naprawdę ogromnie ważne dla Nas ! Pamiętajcie, że dobro wraca. 
Musicie też wiedzieć, że wiele odwagi kosztowała nas ta inicjatywa, że nie wiedzieliśmy do końca czy to dobry pomysł i co pomyślą ludzie - czy ktoś na ulicy nie powie: "Patrz Ci zbierają na pomnik, a robią zakupy w sklepie" - ludzie są różni, ale przecież za coś żyć musimy - jeść i zapłacić rachunki także - to wszystko z jednej wypłaty plus z zamówień, jest ciężko ! Ale jeśli jest ciężko to idziemy w dobrą stronę - mimo wszystkich przeciwności, prób na jakie wystawiło nas życie nadal jesteśmy razem - to nazywa się miłość. 
Schowałam honor i dumę w kieszeń - chociaż nigdy się z nimi nie obnosiłam - zawsze byłam pomocna. 
Czasem zawodziłam się na osobach które mi pomogły, ale nigdy nie mówiłam o tym głośno. 
Teraz też tak mam, wolę kupić coś komuś niż sobie - tak samo było jak byłam w ciąży - kupowałam wszystko dla Małego - myśląc już przyszłościowo. 
Mam nadzieję, że nasze życie w końcu wyjdzie na dobrą drogę, że odzyskam wiarę w ludzi, lekarzy oraz z siebie - mam nadzieję i mocno wierzę w to, że się uda ! 


Tyle miałam Wam do przekazania ! 
Dobrej nocy :*


Powiem Wam, że każdy kto chce Nam pomóc musi wiedzieć, że ma w niebie osobistego Aniołka - Filipka, bo On patrz na Was - miał w sobie tyle niewinności i miłości którą dostał od nas kiedy był jeszcze w brzuszku, że jest w stanie obdarować nią wszystkich dobrych ludzi którzy chcą i mogą pomóc w realizacji tego "marzenia".

sobota, 16 lipca 2016

Kocia podkładka... - prawdziwa ze mnie kociara !



Dobry wieczór !


  Dzisiejszy dzień spędzony na sprzątaniu, gotowaniu i zabawie.
Jednak udało mi się stworzyć coś nowego, a mianowicie podkładkę pod kubek.
Myślę, że bardzo fajny pomysł na prezent dla osób które kochają koty :)


  Przeszukując internet szukam na zagranicznych stronach inspiracji - wpadłam na świetny projekt wraz z tutorialem na rosyjskiej stronie i postanowiłam trochę zmodyfikować - kolor, wzór oczu i nosa, by nie był identyczny jak w przepisie :)
Zainspirowałam się pracą Kateriny - możecie zobaczyć tutaj.


  Bardzo lubię połączenie szarości z różem, tak samo jak połączenie szarości z miętą.
Tak powstał kotek psotek - podkładka pod kubek. W środku wyłożona tekturka, aby podkładka była bardziej stabilna. Całość wykonana z miękkiego filcu akrylowego. Bezpieczne oczka i nosek.

Kotek rusza głową dzięki czemu można oprzeć jego łepek o kubek.
Wymiary :
- długość (od karku po ogon 15 cm) - 11 cm część użytkowa na kubek
- szerokość 11 cm
- wielkość głowy kotka 6 cm na 7 cm.

  W planach mam jeszcze inne zwierzątka, ale to niebawem.
Nie wiem jak później będzie z czasem, od od nowego miesiąca zaczynam pracę, więc zostają mi popołudnia i weekendy na szycie - zobaczymy jak to się da pogodzić :)
Na razie nie przyjmuję dużych zleceń, muszę uporać się z tym co obecnie mam.

Jestem na etapie szycia sukienek i kurteczek dla "czteropaku", którego mam nadzieję niebawem skończę :)

Kocia podkładka :)

Są tu jacyś miłośnicy kotów ?


Dobrej nocki :* <3 Dziękuję za wielkie serca ! 




Moje Kocie Szczęście <3





piątek, 15 lipca 2016

Nawiązując do tematu, kilka kolejnych słów...


 Nawiązując...


  Ostatni wpis pozwolił mi wyrzucić wiele uczuć z siebie, na początku się bałam jak inni zareagują - w jaki sposób dotrze do Was ten post. Pomyślałam po co ?
Nie powinno się opowiadać swoich tragedii innym, ale uznałam co mnie to...
chce to wyrzucić z siebie, chce by wiedzieli - by inne matki mogły przeczytać - może to w jakiś sposób im pomoże.

  Dostałam od Was wiele wiadomości - dosłownie po kilku godzinach od napisania postu na blogu - naprawdę to bardzo miłe jeśli można to tak nazwać w tej sytuacji. Pewnie jeszcze kilka miesięcy temu zareagowałabym inaczej - żal i gorycz jaka była we mnie nie pozwalała na normalną rozmowę - odpisanie "dziękuję" - nie potrzebowałam nikogo.
Ten stan można jakoś sobie i innym wytłumaczyć - szok, ogólna niechęć. Na początku byli i tacy - którzy po wpisie Pawła z dnia 3-4 stycznia pisali do mnie "Ala co się stało?" albo "Ala zmarło Ci dziecko?"
  Ja wtedy leżąc na sali z daleka od dzieci i matek z dziećmi - myślałam sobie - jak mogą - nie wystarczy, że post pojawiał się na fb ? Czy to jakaś atrakcja, żeby dowiadywać się szczegółów?
Post o śmierci Filipka pojawił się tak samo jak inne posty - typu "urodziła nam się X ma wagę X o godzinie X"
To była nasza decyzja - nikt nie musiał tego oceniać.

Pamiętam pierwsze chwile po powrocie do domu - pełna torba, miauczący kot i w rogu łóżeczko przykryte kocem - nie miałam siły, ale musiałam, musieliśmy je złożyć. Później za jakiś czas wizyta w sklepie - "jak tam synek?" co miałam powiedzieć - unikać tematu - by znowu zapytała - powiedziałam prawdę - znają mnie tu.


  Aż wreszcie - długo wyczekiwana ulga ? Sama nie wiem czy ulga czy może taka fatamorgana, a może zupełnie coś innego. Czas kiedy zaczynam wychodzić, coś robić, zaczynam mieć siłę - jeżdżę na cmentarz. Nigdy nie pogodzę się z tym co się stało, bo najgorsze co może być - pochować swoje dziecko.

  Ktoś mi kiedyś napisał, dawno już powinnaś się ogarnąć, a jak masz problem to idź do specjalisty - minął już miesiąc - owszem może i tak... tylko czy ja komuś nakazuję - zrób to czy tamto ? Nie. Owszem miałam na początku akcje atakowania ludzi - ale jak dla mnie zrozumiałe - to była moja żałoba, mój czas - musiałam dojść do tego sama.

  To jak z podjęciem ważnej decyzji - musisz obrać dobrą drogę, niekoniecznie Twoją - ale dobrą.

Chciałabym podziękować osobom które napisały do mnie oraz do Pawła, oraz tym które pomagają w zbiórce !

Pamiętajcie dobro wraca !


 Kilka słów ogólnie do tych którzy napisali - uwierzcie to nie takie proste - zebrać się i napisać o tym co mnie boli, nie takie łatwe, sama nie wiem czy to kwestia odwagi?
Walczę, bo wiem, że jeśli mój syn był żył chciałby mieć super mamę ! I patrzy z góry i zapewne się uśmiecha bo widzi, że mama nawet kiedy Go nie ma jest w stanie poruszyć wszystko by móc pomóc.
Teraz ja potrzebuję pomocy - nigdy nie robiłam takiej akcji z zrzutką - nie myślałam w ogóle, że coś takiego jest.
Założył to Paweł - z pytaniem "Jak myślisz dobrze zrobiłem ?"
Odpowiedziałam Mu wtedy: "Myślisz, że jak ja szyję dla dzieciaków, pomagam uszytkami to myślę ?" uśmiechając się :)

Nie myślę, po prostu to robię i wiem, że są tu osoby które wiedzą, że jeśli jestem w stanie uszyć coś, pomóc zrobię to, nawet mając jeden dzień czy godzinę :)


To tyle ode mnie !
Blog życiowy o szyciu :)

Pozdrawiamy ze Stefanem. 

czwartek, 14 lipca 2016

Ważny cel... wpis bardzo osobisty...

Witajcie !

  Dziś nic Wam nie pokaże, ale napiszę kilka słów.

Może dzięki blogowi uda dotrzeć się do większej ilości osób, może znajdzie się ktoś kto będzie chciał pomóc. Ja wiem, że dobro wraca. Pomagam wielu osobom, organizuję konkursy - nie stać mnie by wpłacać darowizny - firma pochłania dużo pieniążków do tego materiały, ale jak mogę coś uszyć i ktoś prosi mnie o pomoc - pomagam.


 Przekazuję swoje uszytki na różne licytacje, szyję dla maluszków aby jakoś wspomóc, mam nadzieję, że kiedyś to do mnie wróci.

  Kilka ogólnych informacji - zbieramy na pomnik dla Naszego Synka Filipka, któremu nie dane było zostać z Nami.
3 stycznia 2016 roku wszystkie marzenia rozpadły się na najmniejsze kawałki - siedziałam jak wryta i nie wiedziałam co się dzieje. Mówiłam sobie, że to nie prawda, że nie mogło Nas to spotkać. Obwiniałam siebie, lekarzy i wszystkich innych. Zadawałam jedno pytanie - dlaczego ?
Nadal nie otrzymałam na to pytanie odpowiedzi.
Jeżdżąc na cmentarz - zapominam o wszystkim, o tym ile mam problemów o tym co powinnam a czego nie. Wychodząc stamtąd czuję się jakbym zrzuciła kamień z serca - później jednak nadal wraca.

   Paweł postanowił założyć konto na https://zrzutka.pl/ z racji tego, że nie stać nas aby kupić pomnik ot tak - są to duże pieniążki, może dla niektórych trzy tysiące to mało, dla innych dużo. Nikogo do niczego nie zmuszam - po prostu uznaliśmy, że jeśli ludzie wpłacają pieniążki na "bilet do Paryża" czy "zakup nowego sprzętu" - pomyślałam czemu nie spróbować. To żaden wstyd - nie pochodzę z bogatej rodziny, nie mamy willi i zapewne nigdy jej mieć nie będziemy.
 Na początku obawiałam się tego pomysłu, ale pomyślałam, że jeśli nie zaryzykuję nie będę wiedziała.

   Dziś nad ranem śniła mi się mała dziewczynka, taki mały pulpecik w różowym ubranku - wskazuje coś dobrego.
Z racji tego, że tyle czasu pracowałam za granicą - postanowiłam znaleźć pracę w Polsce. Nie mam doświadczenia - jedyne jakie mam to szycie, bo w tym środowisku się poruszam.
Urząd pracy skierował mnie na staż - no i się udało ! Dziś dostałam odpowiedź, że wynik jest pozytywny :)
Także bardzo się cieszę, w końcu wyjdę do ludzi - po tak wielkiej stracie ciężko czasem jest zebrać się w sobie. Jak to ktoś kiedyś mądrze powiedział - żałobę trzeba przeżyć na swój sposób, nie trzeba kogoś popędzać, krytykować, zmuszać - trzeba po prostu być.
Ktoś kto nie przeżył straty dziecka nie wie jakie to jest uczucie. Zapewne podobne do uczucia straty kogoś bliskiego, ale tego kogoś bliskiego mieliśmy okazję poznać, porozmawiać.
A ja niestety nie miałam okazji porozmawiać ze swoim synkiem i nie będę jej miała. Mogę z Nim rozmawiać jedynie jak jestem na cmentarzu. Jadąc widzę kobiety z wózkami - myślę wtedy: idą z dziećmi na plac zabaw, do sklepu kupić nowe ubranko - a ja jadę z zniczami, kwiatami i misiem na cmentarz.
Nie czuję złości czy zazdrości - tak musiało być.

   Ale jak czasem słyszę w sklepie jak matki narzekają, jak to źle i niedobrze - to powiem Wam, że ja też bym chciała żeby mnie Filipek budził siedem razy w nocy, żeby pociągnął Stefana za ogon. Oddałabym za to wszystko, by chociaż na chwilę móc zobaczyć jak się uśmiecha. Pan Bóg zsyła na nas tyle dobra i zła - tyle ile jesteśmy w stanie unieść.

  Blog jest dla mnie odskocznią od spraw codziennych, od patrzenia na dzieci, od problemów - tematycznie o wszystkim. Wpis jest bardzo osobisty - pisząc go mam łzy w oczach. Mój Mały skończył 3 lipca pół roku - zapewne byłby energicznym chłopaczkiem jak mama i ciekawym jak tatuś.
Jednak Pan Bóg uznał, że to jeszcze nie czas, nie Jego data.

  Na samym początku było bardzo, bardzo ciężko nie było dnia abym nie płakała tuląc małe śpioszki.
Wtedy w szpitalu coś we mnie pękło, myślałam, że po pogrzebie będzie lepiej - ale było gorzej z dnia na dzień.
Wtedy odkryłam, że szycie - staje się dla mnie swego rodzaju terapią, że wymyślanie i spędzanie całego czasu na projektach - jest dla mnie ulgą.
Nie mogłam wtedy jeszcze iść do pracy - stan fizyczny nie był gotowy. Teraz po pół roku, mogę powiedzieć, że jakoś żyję, ale to dzięki pomocy Pawła, siostry i brata, mamy a także teściów i Was na Mnisiowie. Rozmów przy odbieraniu zamówień.



  Dużo się zmieniło we mnie, nie siedzę na dupie - chodzę szukam, piszę do różnych firm, blogerów, szukam - chce żeby ktoś mnie zauważył, zobaczył - bym mogła dalej rozwijać swoją pasję - niestety nie można sprzedawać bez firmy - jedynie okazjonalnie a u mnie to już masowo :) haha.


  Kochani jeśli chcecie - zbiórka odbywa się TUTAJ . Nie zmuszam ani nie zachęcam - to Wasza decyzja.


Tymczasem szyję filcaki na nowe licytacje dla Was, mam nadzieję, że nadal będziecie zaglądać na Mnisiowo i mimo wad, moich wad - będziecie mi kibicować !


Dziękuję, wzruszyłam się bardzo pisząc ten wpis - jak kartka z pamiętnika. 

wtorek, 12 lipca 2016

Podsumowanie czerwiec 2016 - Mnisiowe uszytki :)

Dzień dobry !

  Kochani postanowiłam, że blog będzie także częścią pamiątkową - co miesiąc będę robić podsumowanie - by wiedzieć ile udało mi się stworzyć przez okres miesiąca.

Zatem zaczynamy - jest to dla mnie ważne, mam nadzieję, że będzie Wam miło zobaczyć wszystkie uszytki razem, bo już wszystkie mają swój nowy dom :)


Breloczek pingwinki już u Moniki :)

Brelok Szop dzielnie towarzyszą Malwinie w pracy :)

Żaba u Sabiny - razem czytają książki 

Słonik trafił do Patrycji :) 
Żabka z kropkowym brzuszkiem - patrzy wielkimi oczami :)

Opaski w stylu pin up dla fajnych dziewczynek :)

Sowa dla córeczki Ani :)

Słynna Klara :)

Metkowiec dla Patrycji :)

Żaba dla córeczek Ani :)

Słonik dla córeczek Ani :)

Misio już u Emilki :)

Kocia Madzi :)

Brelok "Czarny kot i pszczoła" 

Zakładka "Czarny kot i pszczoła"

Czerwono - białe tulipany Madzi - już w Irlandii :)

Kolejny kocik :)

Szopik niedługo wyruszy w drogę :)

Konik już u Malwiny :)

Sówka też ma nowy dom :)

Zielono-szara sówka :)

Kocik dla mamy Patrycji :)

Zakładka sówka :)

Z tego co widziałam Misio podróżuje z Michałem po nowe przygody :)

Ptaszek już u Marty :)

Piesek nadal czeka na wysłanie :)

Zakładka sówka :)

Krówka z pomponem :)

Metkowiec dla Pani Karoliny :)

Żółto-białe tulipany dla Pani Karoliny :)

Kotka dla Moniki :)

Pacynki dla Dominiki :)

Torba Sabiny :)

Wiewiórka dla Oli :)

Torba w koty dla Malwiny :)

Emilkowa Sowa :)

Koty dwa :)

Etui na telefon dla Hani :)

Żab dla Sabiny :)

Pacynki dla Oli :)

Zakładka słodka kicia :)

Kocik szary :)

Kolejny kocik :)

Poszewki, bieżnik i drzewko dla Moniki :)




  Tyle prac powstało przez ostatni miesiąc - nawet nie wiedziałam, że aż tak dużo, ale jak się wpada w ciąg to ciężko się wyrwać :)