poniedziałek, 18 lipca 2016

Smaki dzieciństwa - jakie pamiętacie ? Znowu nie w "szyciowym" temacie :)




Witajcie Kochani !

Wpis z mojego starego bloga, który znalazłam na komputerze, ale fajnie go sobie przypomnieć. 


   Ostatnio przyszło mi do głowy, że fajnie powspominać sytuacje związane z  dzieciństwem.
Ten czas dla każdego z nas był wyjątkowy, beztroski z małymi dziecięcymi problemami. Każdy z Was chciałby powrócić do czasów dzieciństwa, kiedy jedynym problemem było to, że Kasia czy Asia ma taką sukienkę a ja nie mam, albo że już trzeba przyjść do domu na kolację czy kąpiel. Tak wiem... każdy by chciał móc znów poczuć się dzieckiem, chociaż na chwilę. Dlatego istnieją wspomnienia, które w tym wpisie przypomnę każdemu z Was razem i z osobna, by każdy mógł choć trochę zatopić się w tym błogim stanie.
A tak serio to szkoda, że nie wymyślono takiej maszyny, która przenosiłaby nas do czasu dzieciństwa, albo w ogóle do jakiegoś czasu wybranego przez nas, by móc znów poczuć się tak samo, albo zmienić coś, zrobić coś innego, wypowiedzieć inne słowa. Szkoda, ale może gdyby taka maszyna istniała to nie wiem czy nie była by kłopotem, bo wtedy nie było by związków, wielkich miłości, szkoły i innych marzeń. Niektórzy mogli by wykorzystywać ją do różnych złych celów, więc opuśćmy tą myśl.

   Smaki z dzieciństwa, nie mam tu ma myśli tylko chleba ze śmietaną z grubą warstwą cukru, czy oranżady ze sklepu w szklanej butelce, ale także czas i zajęcia jakie cieszyły każdego dnia.

   Ja ze swojego dzieciństwa pamiętam rozczochrane włosy, brudne kolana i wielki zapał do wszystkiego, a że jestem "kąpana w gorącej wodzie" to i odwaga mnie nie opuszczała. 
Pamiętam wielkie "zabawisko" na podwórku koło garażu z łóżkiem zrobionym z worka i słomy, z kuchnią z drewien do palenia w piecu, wszelkich kubeczków po jogurtach i starego metalowego czajnika w którym gotowała się na niby woda. 
Najlepiej było bawić się tam w wakacje, kiedy latarnia naprzeciwko mojego domu paliła się i tym samym ja u siebie w "zabawisku" miałam światło. Uwielbiałam tam siedzieć godzinami, gotować, sprzątać i udawać zabawę w dom z kotami. Zawsze towarzyszyły mi koty w życiu, zawsze było ich multum, do tej pory mi to zostało, bo odkąd przeprowadziłam się do Olsztyna w moim mieszkaniu zagościł Stefan. Później moje "zabawisko" przeniosło się na strych, to dopiero był wypas, okna i firanki, dywany, prawdziwa kanapa, oddzielne pokoje - drzwi porobione z zasłon. Dużo ubrań na wieszakach, w które z koleżankami się przebierałyśmy i udawałyśmy że idziemy do opery czy na koncert. Eh co za czasy... 


   W wakacje jeździłam na jagody, codziennie rano albo z kuzynkami albo z Tatą, rowerem o 6 rano do lasu w znajome miejsca gdzie było dużo jagód. Rano robiłam bułki z dżemem i słodką herbatę do plastikowej butelki. Jak jeździłam z Tatą to mogłam liczyć na to, że mi pomoże uzbierać całe wiaderko, zawsze zabierałam ze sobą pięciolirowe wiaderko z miarką (słoik pół litra) i czasem Tata pomagał mi dozbierać jak mi brakowało. 
Zawsze pytałam: "dasz garstkę?"
Z garstki robiły się dwie, a później trzy i tym samym cała miarka była zapełniona. Czasem Tata wołał mnie i mówił, że tu są jagody i tu zbieraj, bo tu są duże i dużo. 
Pamiętam te bułki z dżemem, całe mokre i słodkie, że nie dało się  ich zjeść i te komary co gryzły niemiłosiernie, że trzeba było się smarować olejkiem wanilinowym. 
Jak wracałam do domu, to nie raz miałam wypadek, bo nie trafiłam rowerem w bramę, a że chciałam wjechać z klasą i wiaderkiem na podwórko to nie raz zdarzyło mi się wysypać jagody i trzeba było je wybierać z trawy. Nie dość, że się namęczyłam żeby je uzbierać to jeszcze czasem musiałam je wybierać z trawy. 
Matko ! Postrzelona byłam, nadal jestem. Bułki z jagodami były pyszne, no i zawsze można było je sprzedać i mieć swoje pieniążki. 

   Co innego było z chodzeniem na grzyby, nie lubiłam tego, a jak pomyślałam o maślakach obślizgłych, brr..., ale jak Tata chodził i przynosił "betki" dla mnie to lubiłam je smażyć z solą na blasze od kuchenki. A rosół z "gąsek" pychota. To mogą wiedzieć tylko osoby, które mieszkały na wsi bądź jeździły tam na wakacje. Te smaki można tylko tak poznać. 



   Powracając do smaków dzieciństwa to zapadł mi w pamięć chleb ze śmietaną i cukrem, chleb ze smalcem i skrawkami, kasza manna. W zimę zjeżdżanie na worku od nawozu wypchanego sianem, robienie aniołów na śniegu albo ślizganie się na ulicy "na buty".
   Jeżdżenie nad rzekę, albo chodzenie pieszo, to nic że nie umiało się pływać, wszyscy chodzili, więc i ja. Wtedy jeszcze nie miałam komputera ni nawet komórki, więc więcej czasu spędzało się na dworze. 
  "Chodzenie po wiosce" w tą i z powrotem, było wtedy super zajęciem, dziś uważam, że była to strata czasu. Napuszczenie wody do wanny, czekanie na nagrzanie i udawanie, że ma się swój osobisty basen. I te problemy, że masz brudną bluzkę albo krostę na czole. Chciałabym mieć teraz problemy tego pokroju. 


   Dobranocki, tak tak wieczorynki "Gumisie", "Smerfy" albo "Muminki" , a później "Zbuntowany Anioł" i inne telenowele, których tytułów nie pamiętam. 
   I te wszystkie festyny, dyskoteki, wracanie do domu pieszo kilkanaście kilometrów, wycieczki do Mleczówki na kawę do Kasi, na sesje zdjęciowe. A później chodzenie na Lotos na hot-dogi z wszystkimi sosami. 

   "Granie w gumę", jak nie było z kim to zaczepiało się gumę o dwa krzesła i też była zabawa, skakanie na skakance, i te skoki do tyłu ze skrzyżowanymi rękoma. 
     A pamiętam jak mnie pies ugryzł w nogę i wróciłam do domu nic nie mówiąc, chociaż mnie bolało, ale bałam się, że nie pójdę już na dwór. Albo przebita noga szkłem czy gwoździem. Wtedy było to straszne - teraz śmieszne. 
W dzisiejszych czasach jest wychowanie bezstresowe: komputery, laptopy, smartfony i internety :) to chyba z jakiejś reklamy. 

    Powiem Wam, że dzieci mają chyba teraz łatwiej a może trudniej. Niby mają wszystko, ale ja pamiętam swoje dzieciństwo = dwór, rower "zabawisko", zabawa do późna i te komary w lato. Teraz dzieci spędzają czas przed komputerem, bo nawet można kupić czy znaleźć grę "wiejskie życie" to po co wychodzić na dwór ? 
A później jest wielkie zdziwienie, bo dziecko nie wie skąd jest jajko czy mleko, pytane odpowie, że ze sklepu :)

A jakie są Wasze smaki i wspomnienia z dzieciństwa ?

Czekam w komentarzach na opowieści. 

Całuję ! 
do następnego wpisu. 

2 komentarze:

  1. Moje dzieciństwo było bardziej odległe i trochę biedniejsze. Może nie za wesołe ale jednak chyba dobre. Miałam dwie babcie które bardzo kochałam. Jednego dziadka który był ostry ale też go kochałam. Rodzice... Dobrzy. Nie chyba nie będę pisać, bo kto by chciał czytać o dzieciństwie starszej kobiety. Wolę to ja czytać o innych. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najprawdziwsza prawda��

    OdpowiedzUsuń